Mgłą opada każdy dzień,
noc snuje się pokracznie.
Za cieniem wśród drzew przemyka cień
wykrzywiając kontury dziwacznie.
Śpiew ptaków nad ranem budzi mnie,
zamyka powieki nocy i ciszy,
nie dla mnie noc ciemna, gdy nie ma tu ciebie.
W końcu ucieczka z ciemności niszy.
Jakbym chciał mieć przy sobie
nadzieję w twej dłoni,
stworzyć siebie na nowo,
niebem góry otworzyć.
Zaśpiewać powietrzem, zanucić potokiem,
ustami twe słowa dotykać.
Spojrzeć znów na świat naszym wspólnym okiem
i wspólnie w objęciu zasypiać..
Jak ogromnie marzy mi się
Góry do stóp ci twych sprowadzić,
Górom przepięknym przedstawić cię
i coś na rozłąkę naszą poradzić.
Szum lasu w oddali ukoi…
Przygarnąć zapachem, odurzyć,
najdroższą z tych dróg przejść razem,
by w sercu się naszym zanurzyć…
Jakbym chciał mieć przy sobie
nadzieję w twej dłoni,
stworzyć siebie na nowo,
niebem góry otworzyć.
Zaśpiewać powietrzem, zanucić potokiem,
ustami twe słowa dotykać.
Spojrzeć znów na świat naszym wspólnym okiem
i wspólnie w objęciu zasypiać..